Semka: PiS stwierdził, że trzeba odwołać się do twardego elektoratu
500 plus od pierwszego dziecka, zwolnienie z PIT dla pracujących do 26 roku życia, obniżenie kosztów pracy, 13 emerytura w wysokości 1100 złotych dla każdego emeryta, przywrócenie lokalnych połączeń autobusowych. Jak pan ocenia nowe zapowiedzi PiS?
PiS kształtem list stwierdził, że trzeba odwołać się do twardego elektoratu, który zamieszkuje wieś, mniejsze i średnie miasta. Założono, że nie ma, co walczyć o duże miasta, a także, że trzeba walczyć na jednym froncie. Stwierdzono, że trzeba odwołać się do elektoratu, który był zwycięski w 2015 roku, ale dodając do tego trzy wskazania. Po pierwsze, że "jesteśmy wiarygodni, bo już to przeprowadziliśmy". Po drugie, że znajdą się pieniądze, choć nie powiedziano skąd. Po trzecie, że jest Koalicja Europejska, która może to wszystko zabrać.
Oczywiście opozycja szydzi, że nie było nic o Europie, skoro są to wybory europejskie, ale nie są to kwestie, które interesują Polaków. Z drugiej strony w wyborach samorządowych, ta sama opozycja przedstawiała postulaty ogólne. Każde wybory są teraz plebiscytem za lub przeciw władzy.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński zapowiedział, że te postulaty zostaną zrealizowane przed wyborami. Co pan o tym sądzi?
To bardzo proste. Jeśli ludzie mają zagłosować, to muszą wiedzieć, że zostało to spełnione. Nikt nie będzie kupował kota w worku. Jarosław Kaczyński wie, że ludzie muszą zacząć dostawać te pieniądze, zanim podejdą najważniejszą decyzję jesienią. Wybory do PE to tylko przygrywka, choć bardzo ważna psychologiczna dla cyklu wyborczego.
Nie było żadnych nowych elementów. Beata Szydło, co mówię bez ironii, odkryła w sobie talent showmana i jest w tym wiarygodna. Zwyciężyła taktyka skupienia się na zdobyciu serc. Pytanie, jak te zapowiedzi będą przyjęte przez klasę średnią. Myślę, że dobrze, aczkolwiek żadnych gestów pod adresem dużych miast nie było.
Równolegle trwała Rada Naczelna PSL, gdzie zdecydowano, że ludowcy wchodzą do Koalicji Europejskiej. Zaskoczyła pana taka decyzja?
Spodziewałem się jej. Władysław Kosiniak-Kamysz bał się, że PSL nie przekroczy progu wyborczego i to on będzie obarczony winą za to. Nie chciał ryzykować. W ten sposób jego partia ginie w zupie okrągłostołowej. Więcej na tym zyskuje Grzegorz Schetyna, ale cała taktyka była zbudowana na oddziaływaniu na mniejszych.